eska eska
6268
BLOG

Traktat o bydle

eska eska Polityka Obserwuj notkę 219

Pewnego razu pewien staruszek, ksywka „profesor”, okropnie się wpienił i nazwał swych rodaków bydłem. Oczywiście nie wszystkich – tylko tych, którzy nie byli lemingami. Niedawno pewna posłanka zasugerowała, że podły pastuch to bydło zagania nie tam, gdzie trzeba, no i wybuchła awantura. Kolejna, nic nowego. To dało mi powód do napisania poniższego tekstu, bowiem rzecz wymaga pogłębionej analizy.
Zacznijmy od początku:
Dawno, dawno temu, a dokładnie w 2005 roku, po przegraniu wyborów, Tusk zarządził totalny atak na wroga, czyli na Kaczyńskich i PiS (pisze o tym jasno Rokita w swojej książce). Akcja, przy wsparciu parszywych mediów, przyniosła rezultaty i w wyborach 2007 Tusk wygrał. I wtedy miała miejsce słynna wypowiedź Radsika > „dorżnąć watahę!”. I to był błąd podstawowy!!!
Do roku 2010, a dokładnie do 10 kwietnia (dziś kolejna miesięcznica) stronnicy PiS zachowywali się zachowawczo, zupełnie nie przygotowani na totalną wojnę. Zwolenników PO ochrzczono mianem lemingów, czyli porównano ich do całkiem sympatycznych zwierzątek, mających tylko (rzekomo) jedną wadę – instynkt stadny uniemożliwiający samodzielne podejmowanie decyzji. Przyznacie państwo, że nie było to określenie zbyt obraźliwe wobec „bydła” i watahy”.
Cóż, czasem tak jakoś bywa, że słowo ptakiem wyleci, a wróci wołem.
Po absolutnie skandalicznym i nie mającym dotychczas miejsca w naszej historii ataku na osoby zmarłe, osoby wierzące i krzyż w wykonaniu Palikota/Komorowskiego i całej tej bandy zwyrodnialców na Krakowskim coś się jednak zmieniło w postawach owego „bydła”. Jedni, wzorem bydlątek ze stajenki, udali się po pociechę i nadzieję do Kościoła, inni zrozumieli, że skoro nazwano ich watahą do dorżnięcia, to trzeba się skrzykiwać i walczyć. Obydwie te grupy przez ostatnie cztery lata opracowały strategie działania i stały się realnym, świadomym przeciwnikiem władzy PO. Powstały niezliczone inicjatywy, począwszy od własnych mediów, poprzez realny wpływ na ludzi Kościoła, mnóstwo inicjatyw pozornie niepolitycznych, a historycznych, zaangażowanie młodzieży, własną muzykę i poezję. Z jednej strony marsze niepodległościowe i czczące pamięć bohaterów, z drugiej koncerty i niezliczone spotkania dyskusyjne, mnóstwo książek, rekonstrukcje historyczne, wreszcie ukoronowanie, czyli przywracające Polakom jej obrońców ekshumacje na Łączce.
To wszystko dzieje się dookoła nas i angażuje mnóstwo ludzi, niekoniecznie zwolenników PiS. To wszystko jest też ciągle jeszcze bardzo płynne i wiele tych środowisk działa jakby osobno, ale wszystkie te strumyczki płyną w jednym kierunku – przywrócenia pamięci i godności.
Jednocześnie nastąpiła wyraźna zmiana w przestrzeni medialnej, tam gdzie jeszcze niedawno były próby wyjaśniania i tłumaczenia, także ze strony co bardziej kulturalnych lemingów, teraz  trwa wojna na wyniszczenie.
I tu mamy to słowo, co wołem wróciło – było trzymać język za zębami, panie Sikorski! Oto nagle nasz dobry przyjaciel Putin okazał się wilkołakiem, a nasza dobra przyjaciółka Merkel okazała się zwykłą, pazerną Prusaczką ( co „bydło” sugerowało już od lat) . I lemingi zgłupiały totalnie...
Trzeba więc nam nazwać to wszystko inaczej, bo sytuacja jest zupełnie inna. Nie ma już lemingów, są biedne owce, dotychczas strzyżone równo i beczące ze szczęścia z tego powodu, teraz przerażone – okazuje się, że dobrotliwi pastuszkowie gnali je wprost w łapy wilkołaka. Z przodu wilki, z tyłu pazerne prusaki, dookoła pokorne, rozmodlone, ale uparte bydełko, które stanowczo nie ma zamiaru ich przepuścić, a nad nimi trwa wojna na wyniszczenie pomiędzy – tak, tak – dwoma watahami. I nic nie wskazuje na możliwość zawarcia pokoju - było nas nie ruszać, uszanować nasze prawa, nie rozdrażniać!
Sadząc po napotykanych opiniach, niektóre owieczki chciałyby już Polskę podzielić albo wysłać tych pisiaków na Madagaskar – nic z tego, moi drodzy. Chcieliście wojny, to macie, a będzie tylko gorzej. Skoro przekroczono wszelkie granice, naruszono wszelkie świętości, rozwalono to, co nazywa się TABU i jest zasadniczym wyznacznikiem porządku kulturowego w każdej społeczności, dotychczasowy porządek się wywalił. Koniec, kropka.
Michnik przez dwadzieścia lat odkrajał po plasterku, bardzo systematycznie i inteligentnie pozbawiając Polaków poczucia własnej wartości. Staruszek, ksywka „profesor”, nazwał to niezbędnym zachowaniem „brzydkiej panny”. I to niestety działało. I działałoby nadal, gdyby nie pazerność i bezczelna pewność siebie „nowych ruskich”. Postanowili dorżnąć przeciwnika, ale poszli za daleko – i wataha podjęła walkę. I nic już nie będzie takie samo...
To nie PiS ani Kaczyński wam zagraża, powiem więcej, módlcie się, żeby to Kaczyński wygrał, bo on, jako typowy polski inteligent, nic wam nie zrobi strasznego. Módlcie się, żeby wataha, tak naprawdę w ogóle przez was nie rozpoznana i nie mająca jeszcze świadomości własnej siły, nie zorganizowała się. I nie poprowadziła owego” bydła”, bo rozmiecie was na amen. Dosłownie. I nikt nie będzie żałował przypadkowo rozdeptanych owieczek.
PS. Jutro kolejny Marsz Rotmistrza Pileckiego w Warszawie. Oczywiście znowu pójdzie mój wnuczek, harcerz ZHR, pod przewodem swojego zastępowego, którym jest – tak się złożyło – wnuk Łysiaka. To już (parafrazując Radwańskiego) czwarte pokolenie AK.
Nie macie szans, sprzedajna hołoto, nie takie numery wytrzymaliśmy, my – spadkobiercy AK, NSZ, Żołnierzy Wyklętych, żołnierzy Bitwy Warszawskiej, I Brygady, obrońców Lwowa, Powstania Styczniowego itd. wstecz aż po niezliczone pokolenia. Nas nie można „dorżnąć”, panie Sikorski. Za cienki pan jesteś w uszach, a pańscy idole i opiekunowie właśnie pokazują światu, kim są naprawdę. Wszystko się rozwala na naszych oczach, i NWO i UE, wahadło idzie w drugą stronę. I nie wiadomo, gdzie się zatrzyma.

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka