To nie będzie notka o Powstaniu, ponieważ dyskusja z troglodytami o "zbrodni" dowództwa AK mnie nie interesuje. Nie interesują mnie również dociekania wykształciuchów z Planety Małp, których pojęcie o historii II wojny jest oparte na wspomnieniach dziadziusia, który za złote obrączki sprzedawał chleb uchodźcom z powstania i do dziś pamięta, jaki to był świetny interes. Nie mam także zamiaru spierać się z niewolnikami korpo, którzy wolność przeliczają na pieniądze i nie rozumieją sensu ofiary życia.
Dzisiaj chcę przypomnieć starą notkę i niech to wystarczy.....
Sanitariuszka Małgorzatka
Pewna pięcioletnia panienka, zgodziwszy się na udział w zabawie w Powstanie i po pobraniu wszelkich utensyliów ratowniczych, zażądała również broni. Nie pomogły politpoprawne tłumaczenia, że do sanitariuszek się nie strzela, że to inna rola i inne zadanie.
Bardzo rezolutnie stwierdziła, że nie ma pewności z tym strzelaniem i bez broni na barykady nie pójdzie. Furda tam porozumienia genewskie i inne takie – giwera to giwera i już!
Nie da się ukryć, że wykazała się dużą znajomością natury ludzkiej tudzież przypadków wojennych:)
"Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego" (Mt 18, 3).