Któż mógł wtedy przypuszczać, że skończy się konfliktem na skalę europejską, który tli się już tuż, tuż obok. Że ochotnicy Majdanu będą musieli toczyć prawdziwą wojnę. I to często zamiast regularnego wojska.
"Skorpion". Wyszedł. Żyje. Z garstką ochotników trzymał kilka kilometrów frontu debalcewskiego. Dali mu prosty rozkaz – za każdą cenę osłonić odejście głównych sił. Zapomnieli dodać, że on i jego ludzie skazani są na śmierć. Zresztą nie trzeba dodawać. „Skorpion” sam się domyślił. Zatrzymali ordyńców, przyjęli uderzenie na siebie. I przeżyli, co pewnie było niespodzianką dla dowództwa sektora „S”. Łączności nie było. Tylko z automatami w rękach, zrzuciwszy ciężkie kamizelki kuloodporne, żołnierze przebijali się w nocy orientując się – wyobraźcie sobie – według gwiazd. Udało się. Niebo w nocy było jasne, inaczej nie widzieliby gwiazd – a wtedy wszystkim koniec. Wyszli. Wszyscy, co do jednego. I są przekonani, że placówkę można było utrzymać. Nawiasem, znam tylko dwie pozycje, nieformalnie nazwane na cześć żołnierzy, swoich obrońców. „Bału” i „Skorpion”. Bału poległ jesienią. A Skorpion żyje. I ma zamiar wrócić na swoją placówkę. Pewnego razu. Gdy przyjdzie na to czas…
http://naszeblogi.pl/52882-z-frontu-w-debalcewie-skorpion
"Od chwili tej aż do końca świata, w pamięci ludzkiej będziemy żyć:
my, wybrańców garść, kompania braci.
Kto dziś wespół ze mną krew przeleje, ten mi bratem."
William Shakespeare
http://newsroom.salon24.pl/632732,czarny-czwartek-na-majdanie-historia-jednej-fotografii#comment_9986198