eska eska
1232
BLOG

V kolumna i inne przypadki

eska eska Społeczeństwo Obserwuj notkę 23

   Pamiętam z bardzo wczesnego dzieciństwa przeróżne sytuacje, dziecko tak ma, że utrwala w pamięci obrazy i słowa kompletnie ich nie rozumiejąc i dopiero po wielu latach to wszystko zaczyna układać się w jakiś czytelny wzór.

   Pamiętam sąsiadów, którzy pierwsze lata po wojnie spędzili na tzw. Ziemiach Zachodnich, czyli terenach poniemieckich przyznanych Polsce za sprawą Stalina. Nie byli to osadnicy, wypędzeni z polskich ziem zagarniętych przez Sowiety, oni tam pojechali sami wcześniej, dobrowolnie, zaraz za ruskim wojskiem.  Na zachodzie zajmowali się głównie łupiestwem (szaber), czyli handlem poniemieckimi dobrami w zamian za żywność dla nowych osadników. To był świetny interes, trwał może dwa lata, oczywiście prowadzony w porozumieniu z miejscową UB i MO. Potem osiedlili się na Górnym Śląsku i od razu mieli ładne mieszkanie, dobre posady itp. , no i tworzyli legendy o swojej przeszłości. Pamiętam kolegę, który dowiedział się w wieku lat trzydziestu, że nie jest synem AK-wca i jego sanitariuszki, tylko bogatego i wykształconego Ukraińca, który uciekł wraz z żoną, córką popa – właśnie na Ziemie Zachodnie. Tyle, że za tzw. „święty spokój” musiał zapłacić współpracą z nową władzą.
   Pamiętam Rosjankę, w której zakochał się Ślązak z Wermachtu i pomógł jej uciec z Rosji. Oboje też próbowali zadekować się gdzieś na Śląsku – niestety, na niego doniesiono i musiał wyjechać do Niemiec, ona została na lewych papierach, sama jak palec. Pamiętam przyjaciółkę mojej babci, prawosławną Rosjankę, która w rzeczywistości była rosyjską Żydówką  (podsłuchując starsze panie nie tylko nauczyłam się rosyjskiego, ale załapałam podobno bardzo elegancki akcent jeszcze z czasów carskich). Pamiętam przyjaciółkę mojej mamy jeszcze z gimnazjum, tzw. białą Rosjankę, która też żyła na lewych papierach jako żona Polaka. Itp., itd.
Podobnie było ze Ślązakami, jedni wzięci siłą do Wermachtu, uciekli i wracali z zachodu jako żołnierze Andersa, inni cudem wracali z niewoli ze Wschodu. Jeszcze inni byli wyłapywani i wywożeni do Rosji w ramach kontyngentu niewolniczej siły roboczej, a jeszcze inni,  z różnych hitlerowskich organizacji - próbowali to ukryć, najczęściej stając się gorliwymi współpracownikami UB przeciwko własnym sąsiadom.
   Moja mama była pierwszym rocznikiem studentów politechniki w Gliwicach. Wśród mężczyzn studentów byli ludzie w różnym wieku, zazwyczaj też usiłujący ukryć swoją tożsamość, a przynajmniej przynależność do podziemia (jak mój ojciec). W dzień studiowali, po nocach strzelali się z UB i ruskimi żołnierzami  po ruinach (w mieście był garnizon i szpital wojskowy dla Sowietów), jedni zostawali, inni znikali tajemniczo.
   To były straszne czasy, ludzie wiedzieli o sobie sporo, ale wiadomo było, że obowiązuje absolutna omerta. Poszczególne grupy i środowiska wewnątrz wspierały się jakoś, ale były szczelnie pozamykane dla obcych. Jedyna informacja przekazywana na zewnątrz, a i to nie zawsze, dotyczyła tych, na których trzeba uważać, bo donoszą.
I tak to zostało, pozmieniane metryki, oszukane życiorysy, pogubione kontakty rodzinne, tajemnica. Tamci ludzie już dawno odeszli, następne pokolenia wymieszały się po raz kolejny i dzisiaj już prawie nic nie wiadomo o tamtym czasie.
   Akta UB czy SB mówią sporo, ale absolutnie nie wszystko. Nie opowiadają historii, gdzie jeden brat ginie jako oficer we wrześniu 39’, drugi ląduje w Oświęcimiu, a najmłodszy stale się po wojnie gorliwym PPR-owcem i  jednak ostrzega starszego przed aresztowaniem. Nie ma w nich tragedii biegnących w poprzek rodzin, ludzi „znikniętych” trwale w Sowietach, czy zamordowanych gdzieś podczas próby ucieczki na Zachód przez zieloną granicę. Nie ma i pewnie nigdy już się nie da tego odtworzyć, bo my, dzieci czy wnuki, pamiętamy tylko tyle, ile nam powiedziano jeszcze za komuny, a to daleko nie było wszystko.
   Żyjemy w świecie legend i opowieści wytworzonych na potrzeby ukrycia się przed wszechwładną władzą PRL, a rzekoma prawda ma oblicze akt UB i propagandy komunistycznej, z trudem rozbijanej przez badania IPN i nieliczne w gruncie rzeczy pełne i wiarygodne wspomnienia z tamtych czasów.
   Trwa spór o nazwę – czy żołnierze Wyklęci czy Niezłomni. Uważam, że „wyklęci” to prawidłowe określenie, język polski bardzo wyraźnie rozróżnia miedzy wyklętymi, czyli wyrzuconymi poza nawias, a przeklętymi, czyli sługami zła. A oni byli faktycznie wyklęci, nie mieli wyboru. Żadne amnestie im nie pomagały, byli skazani od początku na zagładę.  Jedni walczyli do końca z bronią w ręku, inni próbowali uciekać czy jakoś się chować w cywilnym życiu, jeszcze inni próbowali korzystać z amnestii. Nic nie pomagało – musieli być wybici jak zwierzęta, wyklęci nie tylko z „nowego społeczeństwa” PRL, wyklęci także z pamięci. Najlepszy przykład to „Lalek”, zabity już po amnestiach po 56 roku, po rzekomym końcu prześladowań. Przecież on już wtedy  z nikim nie walczył, on się już tylko ukrywał – a jednak musieli zastrzelić jak psa.
I dlatego o tysiącach z nich nigdy się już niczego nie dowiemy ani nie znajdziemy ich grobów, zwłaszcza tych z Kresów, zaś  inni poumierali pod fałszywymi nazwiskami i nawet ich dzieci nie wiedzą, kim był ojciec czy matka naprawdę.
   Groza tamtych lat powojennych już tylko czasem wraca w snach z bardzo wczesnego dzieciństwa. Szczątki przypadkiem usłyszanych słów, jakieś tajemnicze wizyty nieznajomych i ten twardy nakaz – nie wolno nic opowiadać o tym, co się słyszało w domu! Nigdy, nikomu, pod żadnym pozorem! A potem poszliśmy w Solidarność i w nasze własne kłopoty, tajności i legendy i zanim się zorientowaliśmy, tamci już odeszli. I nie ma już kogo zapytać....
   Dzisiaj, na tej chyba już na zawsze niepełnej wiedzy, nowe pokolenia tworzą swoje legendy patriotyczne, a różne piąte kolumny pracowicie je niszczą. Trwa wojna na symbole pomiędzy trzecim pokoleniem UB i AK, ale nie tylko.  Znowu poszczególne środowiska zamykają się we własnych, mocno już zmitologizowanych historiach, a całkiem spore grupy osób budują na tym swoje własne interesy. Sytuacja jest dodatkowo nakręcana przez różne agentury, pracowicie podsycające wszelkie spory w obliczu zagrożenia wojną na Ukrainie. A werble tej nowej wojny coraz bliżej....

A nam nie łzy, nie załamanie rąk
A my z nadzieją w nadchodzące dni
A pośród pól żerują stada wron
A pośród lat echami wojna grzmi

             I znów w zaułkach buty, tupot nóg
             I ptaków oszalałych czarny wiatr
            Kobiety stają u rozstajnych dróg
            W żołnierski podgolony patrzą kark. (Okudżawa, Buty)

Inspiracja:
Wiesława > http://nanofiber.salon24.pl/635392,kto-moze-byc-patronem-szkoly-w-polsce-w-2015-roku

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo