eska eska
1283
BLOG

In vitro czyli yuma i bajka dla frajerów

eska eska Polityka Obserwuj notkę 41

Dokładnie tak jak w tytule. Aczkolwiek doskonale rozumiem argumenty Kościoła, nie będę się na nie powoływać, przedstawię zupełnie laickie widzenie. Zaczynajmy:
      1. „Grzebanie” przy zapłodnieniu, czyli zapłodnienie pozaustrojowe, inseminacja uprzednio „zakwalifikowanych” zarodków, a następnie sztuczne podtrzymywanie ciąży to ingerencja na chama w biologię. Sama kwalifikacja zarodków to już eugenika, popatrzmy na definicję>
Eugenika (gr. eugenes = dobrze urodzony) – pojęcie wprowadzone w 1883 przez Francisa Galtona, przyrodniego brata ciotecznego Karola Darwina, które dotyczyło selektywnego rozmnażania zwierząt (w tym ludzi), aby ulepszać gatunki z pokolenia na pokolenie, szczególnie jeśli chodzi o cechy dziedziczone. W ciągu następnych lat Galton poprawił swoją definicję, aby uwzględnić specyfikę eugeniki pozytywnej, zachęcającej do częstszego reprodukowania się najlepszych osobników oraz eugeniki negatywnej, zniechęcającej do reprodukcji osobników mniej wartościowych /za Wiki
    Jak wynika z cytatu, selekcja powstałych w drodze sztucznego zapłodnienia zarodków ludzkich jest eugeniką, czy się to komu podoba, czy nie. Podobnie zresztą jak dopuszczalność aborcji z powodu wad rozwojowych typu zespół Downa. Trudno się więc dziwić, że Kościół protestuje przeciwko świadomej produkcji lepszej rasy, to wszystko już było i kończyło się straszliwymi tragediami i to w wielkiej skali – jak się raz otworzy furtkę, to potem nie sposób zatrzymać.
Sztucznie wywołane „produkowanie” jajeczek, potem sztuczne zapłodnienie, następnie selekcja na oko, a na końcu zaszycie macicy w celu utrzymania ciąży – zakończenie mieliśmy w szpitalu u prof. Chazana, gdzie mamusia zażyczyła sobie zabicia nieudanego dziecka tuż przed porodem. Żeby sobie oszczędzić stresu i umożliwić następną próbę jak najszybciej, bo towar nieudany należy wszak reklamować i żądać wymiany na taki w dobrym gatunku.
Jak to nie jest eugenika, to ja nie wiem, co nią jeszcze jest - eutanazja po urodzeniu, bo dzieciak ma brzydki nos? Ale to wszystko nie dociera, więc popatrzmy od strony kasy.
      2.  Koszt pełnego zabiegu in vitro to 5679 PLN - 8639 PLN /dane ze strony kliniki* A jaka jest skuteczność?
 Niestety, skuteczność in vitro (średnio ok 35%.), rozumiana jako liczba narodzonych dzięki ww. procedurze, w dalszym ciągu znajduje się na niezadowalającym badaczy poziomie. W tym miejscu warto zwrócić uwagę, iż podobne wyniki nie posiadają bezdyskusyjnego charakteru. Sami embriolodzy zwracają bowiem uwagę, iż podejmowanie podobnych działań u kobiet powyżej 35 roku życia znacznie obniża ich skuteczność. W naszym kraju pierwsze oficjalne statystyki dotyczące in vitro pojawiły się dopiero w ostatnich miesiącach, w związku z trwaniem rządowego programu leczenia niepłodności. W wyniku powyższych działań nie narodziło się jeszcze ani jedno dziecko, stąd też trudno podać w tym miejscu jakiekolwiek rzetelne oraz sprawdzalne dane.**
    Czyli mówiąc brutalnie,  jedno żywo urodzone dziecko na trzy zaimplantowane ciąże, a przy każdej ileś zarodków wywalonych jako nieprzydatne. Okazuje się więc, że średni koszt to nie 8 tys. zł z hakiem, tylko minimum 25 tys. zł. I tyle właśnie zapłacimy z naszych podatków, dokładnie ze składek na NFZ, które płacą także emeryci i rodziny wielodzietne, takie, dla których nie wystarcza nie tylko na leki, ale często na zwykłe życie. Dotychczas była to zabawa dla bogatych, teraz zapłacimy za ich egoistyczne żądania z naszej kieszeni. A biednym się dzieci odbierze i odda rodzinom zastępczym, oczywiście razem z kasą na utrzymanie, tysiąc zł na dziecko.I nas na to stać?
I znowu - jak mi ktoś powie, że to nie jest eugenika w pełnej krasie, to ja nie wiem, co nią jest – dopiero selekcja do gazu Wam otworzy oczy?


    Teraz będzie opowiastka > mam znajomą, córka koleżanki, kilka lat starań o dziecko i nic. Lekarze coś tam zbadali, rozłożyli ręce i skierowali do in vitro. Dziewczyna nie chciała, przeżyła małą depresję, poczym postanowili z mężem zmienić życie – porzucili korporacje, wynieśli się w góry, stary dom, praca w szkole, dość ciężkie warunki – zaszła w ciążę po kilku miesiącach, bez żadnego wspomagania.
    Dawno temu, kiedy jeszcze liczono się z opinią starych kobiet, było sto dobrych i skutecznych rad na taką „bezprzyczynową” bezpłodność. Dzisiaj, Bogu dziękować, jest m.in. fachowa metoda lecznicza, naprotechnologia. Oczywiście nie skutkuje, kiedy mężczyzna jest trwale bezpłodny albo kobieta nie ma czynnych  jajników, cudów nie ma. Niemniej w wypadku trudności innego typu  - działa, jej skuteczność sięga od 30% po roku do 70% po trzech latach leczenia. Najprościej mówiąc polega na bardzo szczegółowych badaniach i obserwacji medycznej tudzież zastosowaniu leczenia schorzeń czasem pozornie kompletnie niezwiązanych z płodnością. Poza skutecznością leczenia bezpłodności ma również ten skutek, że podnosi stan zdrowia leczonych par.  Niestety, to też kosztuje, zwłaszcza szczegółowe badania laboratoryjne, serie wizyt, leki czy zabiegi chirurgiczne.
I teraz mam pytanie – mamy nową ustawę o „leczeniu bezpłodności”, dlaczego refundacją objęto in vitro, które, umówmy się, żadnym leczeniem nie jest, bo nie znosi samego problemu zdrowotnego, a nie objęto naprotechnologii, która ten problem przynajmniej częściowo znosi ???
Odpowiedź jest prosta – in vitro to yuma dla swoich, za naprotechnologią stoją środowiska katolickie, a katolom forsy nie damy. CBDO.

    Jako osoba staroświecka i posiadająca już wnuki powiem tak – niegdyś o zdrowie w zakresie płodności dbano od maleńkiego dziecka, zarówno u dziewczynek, jak i u chłopców.  Jeszcze nie tak dawno o dziewczynie rodzącej po 25 roku życia mówiono stara pierwiastkai wiadomo było też, że pierwsze dzieci po 40-tce zazwyczaj rodzą się z jakimiś wadami. Itd., itp. Ludzie obserwowali pilnie cykle życia i wyciągali wnioski. Bezdzietność uważano za nieszczęśliwe zrządzenie losu, na które lekarstwo nazywało się adopcja, ale też Kościół unieważniał małżeństwa trwale bezdzietne właśnie ze względu na danie szansy na dziecko w innym związku. Poza tym ludzie żyli w przekonaniu, że trzeba się godzić z losem i nie żądać niemożliwego, bo może się skończyć jeszcze gorszym nieszczęściem. Że jeśli natura mówi nie,to coś znaczy i lepiej nie ryzykować.
    Dzisiaj, wśród krzyków o ochronie planety i ekologii wygrywa działanie kompletnie sprzeczne z jakakolwiek ochroną i naturalnymi cyklami,  produkujące siłowo dzieci na zamówienie, do tego z dość marnym skutkiem, ale za to za nasze pieniądze. A wszystko w atmosferze wrzasku zwariowanych babsztyli, które najpierw żądają skrobanek za moje pieniądze, a potem jak się zestarzeją i biologia zrobi swoje, żądają dzidziusia, i to udanego – też za moje pieniądze. Do tego dochodzą wrzaski środowiska LBGT, które żyć „po bożemu” nie chce, ale chce mieć dzieci wyprodukowane sztucznie albo cudze.
    To ja powiem wprost, bardzo nie po katolicku – niech się skrobią, niech sobie fundują co chcą, ich sumienie, tylko niech się odwalą od mojej ciężko zarobionej kasy! Wszystkich się nie zbawi ani nie uczyni z ludzi aniołów na siłę, ale dlaczego mam pozwalać, żeby mnie okradali? Bo co? Bo mnie okrzykną homofobką albo średniowiecznym katolem? A niech sobie krzyczą, to akurat mnie zupełnie nie rusza. Kasę chętnie dam – na dzieci biedne, chore i na ratowanie osieroconych maluchów przez zwariowanymi egoistami.


Mam nadzieje, że tę idiotyczną ustawę nowy prezydent czym prędzej zaskarży do TK, powodów jest wiele, nawet SN zwracał na to uwagę. Także ustawę o rzekomej ochronie dzieci przed przemocą, skutkującą przemysłem tzw. „zawodowych rodzin zastępczych” – dwa tysiące pensji plus tysiąc na każde dziecko, wolno wziąć do czterech, czyli  6000 tys. miesięcznie dla kumpli pańć z MOPS-ów.
I to by było na tyle.

 

*http://www.klinikabocian.pl/koszty-leczenia/koszt-in-vitro/
**http://biotechnologia.pl/bioetyka/aktualnosci/niska-skutecznosc-zabiegow-in-vitro-czy-znamy-jej-przyczyne,13554

 

 

 

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka