eska eska
2883
BLOG

Co dalej z tym „ustrojstwem”, czyli nie wystarczy wygrać

eska eska Polityka Obserwuj notkę 78

    Paweł Kukiz ma niewątpliwie rację twierdząc, że całe to „ustrojstwo” (czyli w tym wypadku cały ustrój państwa) nadaje się na śmietnik, a konstytucję trzeba napisać od nowa.  Niestety – nie wystarczy zmienić system wyborczy czy też napisać preambułę z odwołaniem do Boga. Trzeba przemyśleć działanie państwa jako systemu, w którym powinny być zamontowane elementy samooczyszczające. 
Teoretycznie takim mechanizmem „czyszczącym” powinny być wybory, stąd wiara w JOW, zwłaszcza wśród ludzi, którzy działania państwa nie rozumieją. Od razu uprzedzam zarzuty – proszę się nie obrażać, zdecydowana większość tego nie rozumie, bo to jest wiedza dość hermetyczna. Postanowiłam przedstawić swój autorski pomysł, który – moim zdaniem – daje o wiele większe szanse na owo samooczyszczanie, ale najpierw należy opisać stan istniejący:

    Zacznijmy od przypomnienia podstawowych zasad > mamy teoretycznie trójpodział władzy > ustawodawcza (parlament), wykonawcza (rząd, prezydent) i sądownicza. O ile dwie pierwsze są jakoś tam, aczkolwiek w sposób bardzo niedoskonały, kontrolowane poprzez wyborców, ta trzecia, czyli sądy -  właściwie w ogóle nie podlega kontroli. Idźmy od końca >
Sąd Najwyższy (SN), który decyduje o wszystkim, łącznie z ważnością wszystkich wyborów, a więc całego procesu demokratycznego, jest powoływany przez prezydenta RP na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, zaś prezesa SN  powołuje prezydent na 6 lat spośród dwu kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, odwołuje go zaś z ważnych powodów sejm na wniosek prezydenta. Czyli, jak widać, prezydent może sobie owszem powołać, ale tylko wśród tych, których mu sędziowie podstawią. Kompletnie zamknięte kółko.
Wniosek > demokracja w Polsce jest fikcją, bowiem tak naprawdę rządzi korporacja sędziowska, która sama się dobiera. Mamy ustrój platoński, czyli „władzę mędrców”, a reszta to tylko atrapy utrzymywane dla spokoju publisi. CBDO.
Władza wykonawcza
jest powoływana przez naród,  najmocniejszy mandat ma prezydent, który ma za to bardzo słabe uprawnienia wykonawcze. Natomiast rząd, który jest teoretycznie zależny od parlamentu, w rzeczywistości kieruje pracą parlamentu poprzez swoją większość partyjną. Ustawy powstają głównie z propozycji rządu i są tak konstruowane, że nie działają bez tzw. rozporządzeń wykonawczych, tworzonych bez żadnej kontroli parlamentu w poszczególnych ministerstwach. Czyli tak naprawdę ciałem ustawodawczym jest rząd, a rola ustawodawcza parlamentu to fikcja. CBDO.
    Konstytucja mówi, że państwo w Polsce ma dwa ramiona, tak to określmy dla lepszego zrozumienia. Jedno, odpowiedzialne za całość, działa centralnie, honorując (teoretycznie) trójpodział władzy, drugie działa miejscowo i nazywa się samorząd. Pierwotnie (w 1989 roku) zaprojektowano podział kompetencji pomiędzy te dwa „ramiona”  w sposób wyważony, na górze było państwo, na dole gminy. Oba te ramiona władzy, mające często sprzeczne interesy, spotykały się na poziomie 49 ówczesnych województw, gdzie następowały negocjacje uzgadniające, wymagane prawem.  A jak to działało?
Ano bardzo prosto – po pierwsze w dużej części gmin obowiązywał system JOW w wyborach, po drugie sejmik wojewódzki składał się z przedstawicieli gmin wyłonionych przez rady gminne i zobowiązanych ustaleniami tych rad. I taki sejmik, działający wg systemu ”szlacheckiego”, uzgadniał politykę województwa z wojewodą jako przedstawicielem władzy centralnej, po czym wszyscy się rozchodzili do wykonywania zadań wspólnie przyjętych. To nie było łatwe, ale po dziesięciu latach zostały wypracowane metody działania i szło coraz lepiej. W razie ostrego sporu rozstrzygał SN i to naprawdę działało - dlatego trzeba było wszystko popsuć, co uczynił rząd Buzka, a konkretnie pan Balcerowicz z panem Steinhoffem.
Tu trzeba uzupełnić, że oprócz tego rząd miał system sprawdzający, który różnie się nazywał po drodze, na końcu podlegał Ministerstwu Rozwoju. Ten system miał osiem ośrodków w największych miastach państwa i zajmował się głównie monitoringiem sytuacji, bez żadnych uprawnień wykonawczych i zależności od władz miejscowych. Dysponował za to wiedzą  i służył wszystkim szczeblom władzy.
   Niestety, razem z przystąpieniem do Unii przyszły frukta i trzeba je było wyłapać, dlatego powołano dwa dodatkowe szczeble „samorządu”, zupełnie fikcyjne, bowiem kompletnie niezależne od gmin, za to całkowicie upolitycznione. Zarówno rady powiatów jak obecne sejmiki wojewódzkie są zupełnie uzależnione od partii i tym samym od  rządu, natomiast mają dokładnie w nosie gminy.  Za to gminy, czyli ten szczebel państwa, który odpowiada za codzienne życie wszystkich obywateli, zostały po pierwsze upartyjnione poprzez prawie całkowitą likwidację JOW, a po drugie poprzez uzależnienie od władzy nie tylko rządu, ale i powiatu i województwa pozbawione znaczenia i obarczone wszystkim, z czym wyższe szczeble sobie nie radzą. Do tego pozostawiono na poziomie województw bezpośrednią władzę rządu w postaci wojewodów.
Podsumowując > w pierwotnej wersji gmina spotykała się z państwem na poziomie województwa, a spory rozstrzygał sąd, dzisiaj gmina ma nad sobą do pokonania trzy czapy partyjnego państwa (dwie zwane dla niepoznaki samorządem). Nie dochodzi do sporu państwo – gmina, bo po drodze blokują ten spór tzw. „samorządy” wyższego szczebla, a rząd umywa rączki, chociaż te szczeble realizują dokładnie politykę rządu poprzez upartyjnienie systemu wyborczego.
Jeśli w takiej sytuacji dojdzie (co się stało) do zawładnięcia rządu i SN przez jedną partię, to właściwie mamy system niekontrolowanego jedynowładztwa, bez żadnych szans dla zwykłego obywatela, a premier rządu staje się kimś w rodzaju niegdysiejszego I Sekretarza KC, decydującego o wszystkim.
Jak widać z powyższego, zmiana systemu wyborczego do parlamentu niczego nie da bez pierwotnej zmiany ustroju. CBDO
   Ale jak go zmienić? I to jest tzw. dobre pytanie, jak mawiał słynny agent Maleszka.
W moim głębokim przekonaniu są cztery zasadnicze punkty, które trzeba zrealizować na początek:
1. Przywrócić napięcie (naturalny spór)  pomiędzy gminą a rządem, czyli zlikwidować obecne rady  powiatów i sejmiki wojewódzkie i podnieść rangę gminy, inaczej mówiąc wrócić do starego systemu. Właśnie to napięcie to był system samoregulacji. Przywrócić wybory wójta/burmistrza/prezydenta gminy spośród rady.
2. Przenieść trójpodział władzy na poziom samorządu, czyli sędziów SN wybierać w wyborach powszechnych.
3. Stworzyć 49 powiatów w miejsce starych województw – starosta rządowy, sejmik powiatowy delegowany z gmin. Również właśnie w powiatach wybierać sędziów SN wyborach powszechnych.
4. Pozostawić wojewodów (władza wykonawcza), a sejmik wojewódzki (wł. ustawodawcza), winien być delegowany z kolei z powiatów, także  z uprawnieniem do zatwierdzania szefów sądów wojewódzkich. Można w takim wypadku zmniejszyć ilość województw.
I to by było na tyle w największym skrócie.
Oczywiście to wszystko wymaga dokładnego przemyślenia podziału zadań i zakresu kompetencji przekazanych gminom, koniecznie razem z odpisem podatkowym, a nie dotacjami celowymi, jak to jest dzisiaj.
Starałam się podać rozwiązanie, które stosunkowo niewiele narusza obecne podziały administracyjne i może zostać zrealizowane bez likwidacji zasobów, archiwów i urzędów, bowiem np. władza państwa/starosty może być realizowana poprzez oddziały terenowe. A system JOW można wprowadzić od razu do wyborów gminnych.
Jasny podział kompetencji i faktyczny podział władzy.
Mam nadzieję, że ta notka pobudzi ciut do myślenia, osobiście mogę dać głowę za to, że to by zadziałało.  To naprawdę stosunkowo niewielkie zmiany, ale wprowadzające minimum równowagi pomiędzy obywatelem a „wybrańcami” sprawującymi swoje niezliczone mandaty za nasze pieniądze dla dobra własnego i swoich partyjnych klik.

PS. Mam dośc zajmowania się plotkami z okolic "dworu" w Warszawie. Będę pisać o tym, co naprawdę ważne, nawet jesli to tylko niewielu obchodzi....

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka