eska eska
2138
BLOG

O naprawie państwa – temat trzeci

eska eska Społeczeństwo Obserwuj notkę 84

Nauka, innowacje, szkolnictwo wyższe, ranking uczelni – czyli nieustanny bełkot o niczym, czasem głośniejszy, czasem cichnący. Znacie? Znamy...

Byłam wczoraj na zebraniu katedry. Musiałam pojechać specjalnie, bo nie miałam w tym dniu zajęć. 60 km, benzyna plus stracone trzy godziny – dojazd i owo zebranie. Po co je zwołano? Otóż nowa pełnomocnik wydziałowa d/s Systemu Zapewnienia Jakości Kształcenia,w skrócie SZJK (potocznie szejk), niezmiernie przejęta swoją rolą, postanowiła przeprowadzić obowiązkowe szkolenie pracowników dotyczące jakości kształcenia. W tym celu, dość nieudolnie korzystając z Internetu, pokazała nam kilka kolejnych, bezsensownych druczków, które trzeba będzie wypełniać prowadząc prace dydaktyczne. Druczki te są dostępne na stronie uczelni – to po pierwsze, więc po jaką cholerę musieliśmy je oglądać na zebraniu, skoro i tak nas nikt nie pyta o ich sens? Ale po drugie, trzeci i piąte – najważniejszy jest ten Szejk*,otóż jest to bardzo zawiły proceduralnie i oparty na syndromie Pawki Morozowa system kontroli, który odbywa się poza normalnymi strukturami uczelni. Czyli mamy te wszystkie rady, dziekanów, kierowników, profesorów i powierzone im zadania, ale jednocześnie mamy system niezależnej spec-kontroli, która sprawdza każdy twój krok – śpij spokojnie ORMO (przepraszam – SZeJK) czuwa!  
Pamiętam, jaka była awantura na Radzie Wydziału, kiedy ten system wprowadzano w 2008 roku. Pamiętam, bo sama w niej uczestniczyłam....  Niezależność nauki? Swobody akademickie? Zapomnijcie, wszystko domknięte w druczkach i procedurach, zero wolności.

Pamiętam też takie spotkanie z rektorem i pytanie o rzecz prościutką – wysiadła pralka w jednym z akademików, a rektor, który w tym czasie budował setki parkingów w dzielnicy akademickiej, odparł z rozbrajającą szczerością, że nie wolno mu kupić pralki, bo każda złotówka ma przeznaczenie już w ministerstwie i on sam nic zmienić nie może. Dostał na parkingi, na wydawnictwa czy praktyki studenckie nie ma, nawet na tę głupią pralkę... Podobno uczelnie są autonomiczne, podobno gwarantuje to konstytucja.....

Nie będę pisać o systemie bolońskim (wprowadzonym niekonstytucyjnie zarządzeniem ministra), o ustawowym obniżeniu rangi tytułu magistra i inżyniera (choć ponoć prawo nie działa wstecz), o poziomie dydaktycznym w prywatnych folwarkach, nie będę pisać o sprawach, które mogą być niezrozumiałe dla ogółu. Napiszę o skutkach tych wszystkich reform na uczelniach w ostatnich latach >
np w mojej katedrze jest dwóch profesorów, pięciu dr habilitowanych, siedmiu doktorów, z których pięciu finiszuje habilitacje, jeden jest na wylocie, a jedna osoba świeżo po doktoracie ma etat dzięki specjalnemu stypendium z ministerstwa. Poza nią zero młodych asystentów i zero możliwości ich przyjęcia na etat, chociaż godziny dydaktyczne są. Zero dużych grantów i zero kasy na cokolwiek. Kasa jest tylko na prace związane z awansem naukowym, jak wszyscy już zrobią habilitacje, nie będzie już nic, za to będzie katedra złożona z samych habilitowanych, sfrustrowanych dodatkowo z powodu braku doktorantów. Bez doktorantów dr habilitowany będzie nadal adiunktem, a w końcu wyleci z powodu braku rozwoju naukowego.
A doktorantów nie ma, bo po co komu doktorat, skoro ma go zrobić za własne pieniądze i do tego nie będzie dla niego pracy? Wystarczy magistrów na kasach w Tesco, doktoraty do tego naprawdę już niepotrzebne. System zeżarł własny ogon i właśnie się dławi. I wiecie, gdzie jest problem?
Otóż całe to towarzystwo usiłuje poprawiać procedury i struktury, wymyśla kolejne druczki i nazwy, a zapewne jeszcze przed nimi zatrudnienie kołczów i agencji d/s treningów zarządzania czasem i Bóg wie czym jeszcze. Na to kasa się znajdzie. Tylko nie ma na normalną dydaktykę i normalną naukę.
I wszyscy to przyjmują jako normę.  I to się nie zmieni tak łatwo, bowiem właśnie odchodzi pokolenie, które jeszcze pamięta, jak to się robiło na rozum, a nie wg tych idiotycznych procedur i innych paranoi.
Dr habilitowany inż. architekt, który nie potrafi narysować poprawnie zwykłego projektu zawodowego to dziś rzecz zwyczajna. Czasy, kiedy profesorami zostawali ludzie co prawda bez wysokich stopni  naukowych, ale za to z imponującym dorobkiem zawodowym uznanym nie tylko w Polsce, ale i na świecie – dawno minęły, teraz jest po prostu zapaść. I naprawdę nie wiem, jak to można zmienić, bo nie ma kim - w latach 80-tych, kiedy to próbowaliśmy robić rewolucję Solidarności na uczelniach, pracowali jeszcze ludzie, którzy rozumieli normalność, ludzie „przedwojenni”. Oni sami już dawno odeszli, ich uczniów skutecznie zablokowano lub wyrzucono, lata 80-te to był szybki awans zasłużonych dla komuny. A potem tamci wyszkolili swoich następców. I teraz mamy, to co mamy – prywatne folwarki, całe piętra nepotyzmu, totalne obniżenie jakości stopni i tytułów naukowych i poziomu kształcenia. I po raz pierwszy nie wiem, jak z tego wybrnąć, bo nie wystarczy zmiana przepisów, potrzebni są ludzie z innym myśleniem, a to oznacza totalną rewolucję i środowisko akademickie już się postara, żeby to zablokować.
Środowisku jest w gruncie rzeczy wygodnie, te wszystkie procedury, punkty i inne paranoje skutecznie uniemożliwiają prawidłową ocenę pracy i  pozwalają na bezkarne robienie głupot, byle w zgodzie z procedurami. Tysiące doktoratów i habilitacji, tysiące konferencji i publikacji, najlepiej oczywiście po angielsku – i co z tego wynika? Nic! Kompletny rozjazd z rzeczywistością.
Przykład sztandarowy paranoi? Służę uprzejmie > pani minister Kudrycka „zamówiła” inżynierów budownictwa, nawet specjalne stypendia ufundowano. A przecież co roku setki ludzi dostaje dyplomy inżynierskie z tej dziedziny, wydziały budownictwa pracują pełna parą, gdzie problem? Ano oni niewiele umieją, po prostu, taki system nauczania. Nie nadają się, rynek żąda inżynierów prawdziwych, uczelnie nie potrafią ich wykształcić. A tłumaczyliśmy już 35 lat temu, że nie można stosować tych samych kryteriów awansu dla uczelni humanistycznych i technicznych, że doktorat powinien kończyć „obowiązkowe jazdy na wrotkach”, bo inaczej się rozjedzie praktyka z teorią....
Samooczyszczenie środowiska akademickiego? Zapomnijcie, to jest ten sam problem co z sędziami, nie do ruszenia. Oczywiście jest, jak zawsze, sporo ludzi normalnych, czyli naprawdę zdolnych i mających zarówno osiągnięcia jak i zdrowe podejście do nauki i dydaktyki – ale oni są w zdecydowanej mniejszości i też są uwikłani w system.
Większość chodzi na rękach i domaga się lepszych rękawic ochronnych, stanięcie na nogach jest dla nich niewyobrażalne. To dotyczy wielu środowisk, nie tylko akademickiego. I to jest nasz główny problem.....


Myśmy walczyli o to, o czym inni bali się pomarzyć...
Andrzej Myc, Solidarność Walcząca
 

 

*https://www.polsl.pl/Inne/SZJK/Strony/System%20Zapewnienia%20Jako%C5%9Bci%20Kszta%C5%82cenia1.aspx

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo