eska eska
2413
BLOG

Społeczeństwo obywatelskie, czyli o co biega

eska eska Polityka Obserwuj notkę 163

Samo hasło społeczeństwo obywatelskie zostało już dostatecznie zdeprecjonowane. Po pierwsze  - nazwa „społeczeństwo” obraża część prawicy, która żąda nazwy Naród, po drugie cała fraza od dawna już kojarzy się z różnymi szemranymi organizacjami pozarządowymi, oczywiście na garnuszku państwa i o raczej lewackim zabarwieniu.

Zacznijmy od początku.
Społeczeństwo ma piękny źródłosłów od słowa „społem”, czyli staropolskiego razem, wspólnie. Obywatel to też staropolski wyraz, oznaczał mającego prawo głosu i obowiązek czynnej obrony kraju, czyli de facto szlachcica.
Frazie „społeczeństwo obywatelskie” dobrze by było przywrócić dawne znaczenie > wspólnota ludzi mających prawo głosu i obowiązek obrony kraju*, przy czym obrona w dzisiejszych czasach niekoniecznie musi oznaczać służbę w wojsku. Ba...


Jeśli wrzucimy w wyszukiwarkę hasło „społeczeństwo obywatelskie”, to dostaniemy multum wyników, mamy nawet rządowy departament do tych spraw, a tam rozpatrywano bardzo poważne tematy, np >  Pakt publiczno-społeczny na rzecz zwiększenia udziału obywateli i wspólnot samorządowych w rozwoju ekonomii społecznej wpierającej działania na rzecz spójności społecznej 2020
Konia z rzędem każdemu, kto zrozumie, o co w tym biega, poza tym, że autorem był  Henryk Wujec, a strona nieco się zestarzała. Chodzą słuchy, że ponoć szykuje się jakiś nowy projekt na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, ciekawe, co tym razem już nowa władza wymyśli i kto na tym zarobi...


    Ale ja nie o tym, tylko o wspólnocie*, gdzie zgodnie z chrześcijańskimi zasadami polityki zakłada się tzw. zasadę pomocniczości, czyli subsydiarność, (z łac. subsidium 'pomoc, wsparcie, siły rezerwowe') – zasada mówiąca o tym, że każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy lub same jednostki działające w ramach społeczeństwa. Idea subsydiarności sięga swoimi korzeniami czasów starożytnych, jako zasada jest także ważnym elementem katolickiej nauki społecznej./za Wiki
     Subsydiarność to jest w istocie straszna rzecz dla każdej władzy, bowiem oddaje mnóstwo decyzji w dół, czyli do ludzi. Dlatego każda władza bardzo lubi sobie to społeczeństwo obywatelskie urządzać odgórnie i wg swoich wzorów, natomiast autentyczne ruchy społeczne rzadko kiedy mogą liczyć na sympatię i wsparcie. Do tego autentyczna subsydiarność wymaga pozostawienia dość szerokiego marginesu do decyzji obywatelskich, a więc zmiany prawa regulującego zbyt dokładnie życie codzienne. Póki co jakoś nic nie słychać o deregulacji, otacza nas mur szczegółowych przepisów, a sejm pracowicie tworzy następne. Jesteśmy więc zdani na wiarę w Dobrą Zmianę, ale nijak póki co w niej udziału wziąć nie możemy, bo nie ma narzędzi ku temu, a dokładniej jest mnóstwo narzędzi skutecznie blokujących działania lokalne.
     Idea samorządu, zupełnie upartyjniona przez reformę Buzka, wyklucza (poza najmniejszymi gminami) jakąkolwiek działalność poza partiami politycznymi, a te są z kolei uzależnione od decyzji centrali. Na wszystko poza tym trzeba mieć papierek, zgodę, rejestrację i pozwolenie. I sprawozdawczość oczywiście – nie daj Boże jeszcze przy tym jakaś działalność gospodarcza, wtedy już koszmar zupełny.


     Dlaczego ja o tym piszę? Bo przypomniałam sobie rozmowę z O. Polkiem, opatem klasztoru cystersów w Wąchocku. Była to dość smutna rozmowa o misji cystersów w czasach współczesnych, a raczej o braku możliwości realizacji takiej misji wg pierwotnych założeń. I pomyślałam sobie, jakby to było pięknie, gdyby cystersi wg dawnych wzorów znowu objęli opieką wieś i małe miasteczka. Oczywiście dzisiaj nie mają wielkich fundacji, ale przecież mogliby organizować wspólnoty rolnicze, spółdzielnie itp. – służyć pomocą, radą, tworzyć miejscowe organizacje gospodarcze, zwłaszcza na obszarach, gdzie dominują drobne gospodarstwa rolne. No, ale te przepisy.....
     Jak już wspominałam, wyczytałam na stronie Ministerstwa Rozwoju, że program rozwoju dla wsi będzie tworzył minister geodeta Jurgiel. Póki co wymyślił ustawę blokującą handel ziemią, zapowiada centralizację wszystkich firm państwowych działających na obszarze rolnictwa pod jednym szyldem, pewnie w następnym etapie wymyśli obowiązkowe izby gospodarcze dla rolników....
     Inny przykład – małe gminy potrzebują tanich projektów, studenci potrzebują praktyk. Ze względu na obowiązujące przepisy nie do wykonania. Swoje praktyki organizowałam na wariata, bo przecież nikt oficjalnie nie zgodzi się na prosty barter – studenci śpią w remizie na karimatach, jedzą co im Koło Gospodyń ugotuje, a w zamian robią projekt/badania dla gminy. Jeszcze w 2000 roku się dało, obecnie nie przeskoczenia oficjalnie. Itp., itd. 
     Pozostaje poczekać, co nam znowu władza zaprojektuje jako program rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, ale jakoś nie mam wiary.....

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka