eska eska
2818
BLOG

Handel w niedzielę, czyli jak wylać dziecko z kąpielą

eska eska Polityka Obserwuj notkę 109

Będzie znowu jak z ustawą rolną Jurgiela, w założeniach jak najbardziej słuszna i chroni rodzime rolnictwo, w szczegółach idiotyczna i już geodeci, notariusze i urbaniści łapki zacierają, a kasa sama leci. Interpretacje tej ustawy w wydaniu miejscowych sitw korporacyjnych wołają o pomstę do nieba, o czym uczciwie ostrzegałam swego czasu [TUTAJ].
Teraz mamy kolejny kwiatek, czyli ustawę o zakazie handlu w niedzielę. I jest pytanie pierwsze i podstawowe – czemu ma ona służyć? Bo jeżeli ma to być uszanowanie dnia świętego, zgodne z przykazaniami, to informuję uprzejmie, że nikt nie nakazuje żadnemu katolikowi robić w niedzielę zakupów, a przymuszanie dobrych katolików do przestrzegania przykazań przy pomocy prawa wydaje się być, delikatnie mówiąc, nadużyciem. Jeżeli zaś ma to być obrona przed wyzyskiem ludzi zatrudnionych w wielkich sieciach handlowych, to jestem za, jak najbardziej. Sama z racji zawodu często pracuję w niedziele i wiem, jak to rozwala cały tydzień. Tylko że zapominamy o jednej rzeczy, otóż handel w wielkich sieciach spowodował likwidację wielu uliczek handlowych, rynków miejskich itp., czyli markety są jedynym miejscem, gdzie właśnie z rodziną można sobie pójść na obiad czy lody, pochodzić i pooglądać wystawy, posiedzieć w miejscu czystym i zadbanym.
Z punktu widzenia urbanisty wielkie markety to mordowanie miast i miasteczek, zanik ich podstawowych funkcji, dlatego jeśli to zamykanie marketów ma być skutecznie i przynieść dobre owoce, to trzeba dać coś w ludziom w zamian, czyli – w żadnym wypadku nie można zakazywać handlu w małych sklepikach, na jarmarkach, okazjonalnych miejscowych targach itp.
Gdzieś z tą rodziną niedzielnym popołudniem warto pójść, zamiast siedzieć przed telewizorem, a więc muszą być czynne nie tylko knajpki, ale i różne inne atrakcje, w tym handlowe. Trzeba po prostu przywrócić miastom i miasteczkom ich życie miejskie, a to wymaga wielu zmian, nie tylko jednej ustawy.
Zdaję sobie również sprawę, że jest to nierówne traktowanie podmiotów – ale co z tego? Trzeba znaleźć sposób na obejście tego wymogu, tak, by markety nie robiły rabanu, natomiast mogły się rozwinąć lokalne inicjatywy. Pomysłów może być dużo, natomiast nakaz pracy osobistej właściciela bez prawa zatrudnienia kogoś do pomocy w sklepiku rodzinnym to czysta fikcja, która będzie tylko rodzić szara strefę.
Czyli znowu, najpierw pytanie, o co chodzi tak naprawdę, bez ściemniania, a dopiero potem ustawa – bo jeśli chodzi o zakaz pracy w dniu świętym, to bądźmy konsekwentni i poza niezbędnymi służbami zakażmy wszelkiej działalności. Mnie to nie przeszkadza, nareszcie nie będę musiała wlec się w niedzielę do roboty.

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka