eska eska
1471
BLOG

Bardzo trudna sytuacja, czyli o cenzurze

eska eska Polityka Obserwuj notkę 53

Osoby żyjące nieco dłużej, do których niewątpliwie się zaliczam, doskonale pamiętają czasy cenzury w PRL. Oczywiście tamta cenzura zmieniała się w czasie, od absolutnie topornej, bolszewickiej do coraz bardziej miękkiej. Ta zmiana spowodowała, że w latach 70-tych wszystko powoli zaczęło być umowne.
Z cenzorem dawało się „załatwić”, powszechnie w użyciu były określenia zastępcze (które dzisiaj są kompletnie niezrozumiałe, a dla nas były oczywiste), umiejętność czytania miedzy wierszami i rozpoznawania sytuacji po znakach i pozornie drobnych zdarzeniach była normą dla wszystkich ciut chociażby myślących osób. Stąd za Gierka wysyp różnego rodzaju kabaretów, teatrów studenckich i innych inicjatyw, gdzie na wpół legalnie starano się przekazywać prawdę, ale przy pomocy bardziej żartu czy kpiny niż poważnej analizy. Oczywiście te ostatnie też funkcjonowały, ale w obiegu zamkniętym i mało dostępnym, a raczej w dwóch obiegach – z jednej strony w opozycji już poważnej, czyli pozaprawnej (podziemnej), z drugiej w analizach służb (SB).
Ten monopol cenzury na chwilę całkowicie zniosła Solidarność i to był chyba największy szok, bo nagle prawda o stanie państwa, gospodarki, nauki itp. objawiła się szerokiej rzeszy zwykłych ludzi poprzez kontakty bezpośrednie i wymianę informacji kanałami Związku.
Potem był stan wojenny i próba przywrócenia monopolu władzy na przekazywanie informacji, co jednak już się do końca nie udało. Wtedy władza postawiła na zwyczajne oszustwo, czyli na pijar (jak byśmy dzisiaj powiedzieli), drastycznym przykładem była działalność rzecznika rządu Jerzego Urbana, a tragicznym i do dziś wiszącym nad nami skutkiem takiego modelu postępowania była straszliwa śmierć bł., ks. Popiełuszki. Wdrożono „wychowywanie” społeczeństwa nie poprzez strach, jak za czasów wcześniejszych, tylko poprzez wielopiętrowe oszustwo.
Cała historia Okrągłego Stołu i transformacji ustrojowej była kontynuacją tego procederu, niestety zaaprobowaną także przez samozwańczych przedstawicieli opozycji. Potem monopol na kontynuowanie procesu, a także kierowanie nim został przekazany w ręce Adama Michnika i jego przyjaciół, wtedy jeszcze otoczonych nimbem bohaterów podziemia.
Bardzo szybko po roku 1989 pojawiły się próby pokazywania stanowisk odmiennych, niestety od początku były one starannie blokowane lub wręcz zwalczane. Wielopiętrowe zakłamanie trwało przez lata, aż wybuchł internet i nagle monopol władzy i jej akolitów padł z powodu aktywności zwykłych blogerów. Następstwem stała się wojna totalna, zwłaszcza po kwietniu 2010. Tu już nie było litości i nie braliśmy jeńców, obie strony, zarówno oficjalna, czyli państwowa, jak i opozycyjna dość szybko zdały sobie sprawę z faktu, że „nie ma zmiłuj”, żadne niuanse czy stopniowania nie wchodzą w grę. W końcu, po wielu latach, wygrała dotychczasowa, konserwatywna opozycja i pojawił się naprawdę poważny problem.
Dzisiejsza opozycja, czyli ci, którzy po ćwierć wieku utracili monopol na decyzje, dalej toczy wojnę totalną, wg tych samych wzorów. Strona wygrana też tkwi w okowach autocenzury i atakuje bez pardonu na tych samych polach. A tymczasem....
A tymczasem mamy władzę, która zastała państwo w stanie zgnilizny i która nie była w stanie wcześniej przygotować pełnego programu naprawy, bo nie miała dostępu do pełnej informacji. Siłą rzeczy proponowane dziś rozwiązania niekoniecznie muszą być doskonałe, raz – bo często nie ma jeszcze warunków do ich realizacji, dwa – bo ludzie zwyczajnie się mylą, popełniają błędy, działając w ogromnym pośpiechu i pod ostrzałem, także instytucji międzynarodowych. I tutaj znaleźliśmy się w klinczu, który jest głównym tematem mojej dzisiejszej notki.
Z jednej strony całkiem dobrze radzimy sobie z ostrzałem opozycji, z drugiej jesteśmy zupełnie bezradni, kiedy pojawia się konieczność przedyskutowania działań naszego wszak rządu. Ponieważ niektórzy z tzw. „naszych” zdążyli już nieźle narozrabiać, w związku z tym każda krytyka spotyka się z niechęcią i atakami. A przecież jest różnica pomiędzy opowiadaniem o tym, jakim to Kaczyński jest satrapą, a merytoryczną analizą ustawy czy programu.
Stosuje się autocenzurę (znowu), żeby bronić naszych, w efekcie mamy cały czas wojnę na polu zaprogramowanym przez opozycję, zamiast spokojnej dyskusji merytorycznej o państwie. Co gorsza, wobec braku takiej dyskusji, w przestrzeni medialnej krążą coraz bardziej odjechane od rzeczywistości plotki i pomówienia, wykreowane i podrzucone nam oczywiście celowo, przykład klasyczny to krytyka ministra Waszczykowskiego. Z jednej strony wyborcy PiS przyznają, że pozycja Polski w ciągu ostatniego roku, dzięki kapitalnym działaniom Prezydenta i pani Premier, zmieniła się diametralnie w przestrzeni międzynarodowej, z drugiej strony kompletnie nie dociera, że całą logistykę i obsługę tej zmiany załatwił właśnie MSZ. To tylko niewielki przykład skutków wojny totalnej i braku rzetelnej dyskusji i informacji.
Kampania wyborcza się skończyła dawno temu i musimy nauczyć się przestać reagować na prowokacje. Psy szczekają, karawana jedzie dalej! Nie wolno reagować jak przysłowiowy pies Pawłowa na każde szturchnięcie, natomiast czas skończyć z autocenzurą z jednej i straszliwymi okrzykami zawodu z drugiej strony – bo to głupie jest, po prostu! W każdym razie ja wyszłam z okopów i nie zamierzam bawić się w ostrzeliwanie paintballami. To, co się dzieje dzisiaj w Polsce, jest niezmiernie ciekawe i będzie miało (oby!) dalekosiężne skutki. Rozmowa o realizacji „dobrej zmiany” jest absolutnie konieczna, zwłaszcza rzetelna informacja o szczegółach, także krytyka jest potrzebna, bo może się rządowi przydać, wszak nikt nie jest idealny. Jest mnóstwo roboty dla niezależnych obserwatorów życia publicznego i czas najwyższy, żeby narzucić własną, spokojną i rzeczową narrację, tak sadzę...

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka